
Gdziekolwiek spojrzysz, natkniesz się na reklamy z hasłem: „Przestań pracować dla faceta, załóż własny biznes!”. Słowo „freelancing”, nieznane nam jeszcze 10 lat temu, staje się coraz bardziej powszechne, a coraz więcej osób rezygnuje z pracy i rozpoczyna samodzielną działalność w poszukiwaniu lepszego życia. Ale czy los freelancera lub osoby samozatrudnionej jest naprawdę lepszy niż los pracownika etatowego?
Oczywiście, na pierwszy rzut oka freelancing wydaje się darem niebios. Ustalasz własny harmonogram, masz łatwy dostęp do biur działających w tym samym tempie co większość firm, nie marnujesz cennego czasu i równie cennych pieniędzy na dojazdy do pracy i z powrotem, nie masz nad głową niezbyt solidnego szefa i nie jesteś ograniczony harmonogramem od wypłaty do wypłaty. Czyż to nie cudowne? Ale, jak napisał kiedyś Friedrich Nietzsche: „Ideał jest tak święty i tak wielki, że jesteśmy bezsilni, by osiągnąć jego szczyty”. A upragniona kariera freelancera jest pełna pułapek.
1. Wolny czas to mit. Freelancer nie ma go więcej (ani nawet mniej) niż pracownik biurowy. Jedyną zaletą jest to, że freelancer-nocny marek może sobie pozwolić na wstawanie w południe, a potem pracować do 4:00, a nawet 5:00. Mimo to musi pracować te same 8, a nawet 10, 12, a nawet więcej godzin. Co więcej, jak doświadczyło wielu freelancerów, bardzo trudno jest wytłumaczyć rodzinie, że nie tylko „siedzisz w domu”, ale pracujesz równie ciężko jak oni. Przecież siedzisz w domu, co oznacza, że możesz z łatwością odebrać pranie chemiczne, zawieźć kota do weterynarza, pobiec na pocztę, uzupełnić zapasy w lodówce, ugotować obiad. Albo mogą cię po prostu zatrzymać za jakąś błahostkę, akurat kiedy myślisz: „O co tyle hałasu? Przecież po prostu siedzisz przy komputerze”.
Co więcej, osoby pracujące według ścisłego harmonogramu zazwyczaj dokładnie wiedzą, kiedy mają wolne. Jednak freelancerzy mogą być wzywani przez klientów o każdej porze dnia i nocy, ponieważ są zdesperowani i muszą być „natychmiast!”. Muszą więc albo rzucić wszystko i wziąć się do pracy, albo stracić pieniądze, a wraz z nimi klienta.
Pracownik może również udać się na urlop w sposób mniej lub bardziej pokojowy, zostawiając współpracownikom listę tego, co gdzie jest i jakie pytania mogą się pojawić, i odcinając się od wszelkich możliwych kanałów komunikacji. Freelancer musi jednak pozostawać w stałym kontakcie – choćby po to, by odmówić klientowi. W przeciwnym razie ryzykuje utratę nie tylko konkretnego projektu, ale także swojej reputacji.
2. Brak kontroli nie zawsze jest pozytywny. Odkładanie pracy na ostatnią chwilę przed końcem terminu wydaje się być nieuleczalną wadą. I w ostatniej chwili, jak to bywa w życiu, zawsze coś się dzieje – zasilacz komputera się przepala, Windows się zawiesza, baza danych, której najbardziej potrzebujesz, zawiesza się bez śladu… A kiedy szef co drugi dzień żąda raportu: „O co chodzi?” – nie możesz odkładać tego na ostatnią chwilę. Pracownikowi łatwiej jest poprosić kolegów o wsparcie niż samemu.
3. Finanse freelancera są niestabilne. Z nielicznymi wyjątkami, nie ma stabilności: jest okres, kiedy nie można nawet spojrzeć w górę – zlecenia napływają, praca idzie pełną parą, a pieniądze spływają strumieniami… A potem – cisza. I jesteś gotowy podjąć się zadań, których nigdy wcześniej byś się nie podjął. Pracownikowi jest pod tym względem łatwiej – jego dochody są stabilne, a terminy otrzymania określonej kwoty są ustalone z dużym wyprzedzeniem (mówię oczywiście o pracy dla renomowanych pracodawców, którzy mniej więcej przestrzegają prawa pracy). Podobnie, pozwanie pracodawcy o wynagrodzenie (zakładając, że jest ono oficjalne) jest znacznie łatwiejsze niż pozew o zaległe wynagrodzenie, zwłaszcza jeśli kwota jest niewielka. Nawiasem mówiąc, jeśli twoja pensja jest „pod stołem” lub „pod stołem”, możesz przynajmniej zgłosić nieuczciwego pracodawcę do urzędu skarbowego, narażając go na spore kłopoty. Drobna rzecz, ale miły gest. Freelancer – w większości przypadków – pozbawiony jest nawet tej przyjemności.
4. Ubezpieczenia społeczne pracownika nie są jego problemem. Wszystkie podatki, składki na ubezpieczenia społeczne itd. pokrywa pracodawca. Dotyczy to w dużej mierze sprawozdawczości. Freelancer ma dwie możliwości: albo poświęcić znaczną ilość czasu na prowadzenie przynajmniej podstawowej księgowości, raportowanie do urzędu skarbowego, zarządzanie funduszami itd., albo zrezygnować z tego wszystkiego i nie tylko zostać bez zwolnienia lekarskiego, emerytury i wszelkich świadczeń, ale także nieustannie obawiać się wizyty urzędu skarbowego.
Na to nakłada się jeszcze jedna komplikacja: freelancer musi sam szukać klientów, zajmować się reklamą (nawet jeśli jest tylko tłumaczem i nie ma z tym absolutnie żadnego kontaktu) i współpracować z szeroką gamą klientów, z których wielu nie potrafi do końca określić, czego potrzebuje ani jak to powinno wyglądać. Tymczasem więzi zawodowe – a nawet towarzyskie – często słabną, a istnieje ryzyko uzależnienia od powtarzalnej pracy, co utrudnia rozwój zawodowy.
Zatem freelancing, z samej swojej natury, nie jest panaceum na wszystkie problemy pracownika. Stawia nie mniej wyzwań niż praca na etacie, ale są one nieco inne. Dlatego wybór powinien być oparty na Twojej osobowości i potrzebie stabilizacji. Na przykład osoba wynajmująca mieszkanie i zobowiązana do comiesięcznego płacenia określonej kwoty będzie miała znacznie większe trudności z przetrwaniem okresów stagnacji i braku klientów niż osoba posiadająca własne mieszkanie; osoba, która musi utrzymać rodzinę, uzna karierę freelancera za znacznie bardziej ryzykowną niż osoba samodzielna i odpowiedzialna tylko za siebie.
Dla wielu najlepszą opcją pozostaje połączenie pracy zarobkowej i freelancingu – przynajmniej na początku. Pozwala to na lepsze porównanie zalet i wad obu form dochodu oraz na utrzymanie źródła dochodu w przypadku, gdyby freelancing okazał się nieopłacalny.



