Na konta akcjonariuszy polskich banków trafiły niedawno ostatnie przelewy sutych dywidend za ubiegły rok. Było to w sumie ok. 20 mld zł. Przez długie pięć lat inwestorzy czekali jak dziecko przed witryną cukierni. I w końcu pozwolono im zjeść ciastko. Pytanie jest jednak takie, czy nie lepiej byłoby jeszcze poczekać i mieć ciastko zamiast je zjeść.
/123RF/PICSEL
– W pełni popieramy decyzje banków o wypłacaniu akcjonariuszom wysokich dywidend, tym bardziej, że w ostatnich latach instytucje te z reguły nie dzieliły się wypracowanymi zyskami, chociażby ze względu na konieczność tworzenia rezerw na sprawy frankowe – mówi Interii Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.
To fakt, że polskie banki nie płaciły akcjonariuszom dywidend od pięciu lat, a niektóre znacznie dłużej. Wśród interesariuszy banków faworyzowani byli kredytobiorcy, którzy – jak frankowicze – mogą uzyskać jeszcze ogromne pieniądze tytułem odszkodowań. Kredytobiorcy którzy zaciągnęli dług w polskim złotym, dostawali zaś z mocy prawa „wakacje kredytowe”. Tracili – i tracą – deponenci, którym banki płacą symbolicznie za lokaty, a ich pieniądze tylko przez parę miesięcy w ciągu ostatnich lat zachowywały wartość w obliczu inflacji. Trudno się także dziwić akcjonariuszom, którzy byli wygłodzeni, że na dywidendy rzucili się łapczywie.
Reklama
Tymczasem jednak wielu ekspertów od bankowości mówi, że wysoka obecnie adekwatność kapitałowa polskich banków może wkrótce stopnieć. Pomimo rekordowego nominalnie zysku za ubiegły rok suma kapitałów polskiego sektora nieznacznie przekracza zaledwie 7 proc. polskiego PKB. To wciąż blisko historycznego dołka z 2022 roku, kiedy kapitały polskich banków osiągnęły wartość 6,62 proc. PKB. Przed dekadą były w okolicach 10 proc. PKB.
Z kapitałami jest całkiem dobrze. Ogłaszany przez Komisję Nadzoru Finansowego łączny współczynnik kapitałowy dla polskiego sektora na koniec I kwartału osiągnął 20,93 proc., a najtwardszy kapitał podstawowy Tier1 – 19,45 proc. To znacznie powyżej wymogów KNF. Skoro zatem jest tak dobrze, to czemu eksperci marudzą?
– Polski sektor przy niskich kapitałach do PKB jest dlatego bardzo bezpieczny, bo ma bardzo niskie kredyty do PKB – mówił Kamil Sobolewski z ośrodka badawczego Cogito Ergo Sum podczas webinarium Warszawskiego Instytutu Bankowości poświęconego sytuacji polskich banków.
Po co kapitał, skoro nie ma kredytu?
Sytuacja wygląda tak, że banki od kilku lat zwiększają swoje portfele kredytowe w bardzo niewielkim stopniu. Portfel kredytów dla sektora niefinansowego w trakcie I kwartału tego roku zwiększył się jedynie o 16,1 mld zł. Jeszcze w 2019 roku udział kredytów w aktywach banków przekraczał wyraźnie 50 proc., a na koniec I kwartału tego roku obniżył się do 36,2 proc. Kredyt bankowy stanowi zaledwie 32 proc. PKB, gdy kilka lat temu było to ponad 50 proc.
Zamiast udzielać kredytów banki kupują obligacje, głównie skarbu państwa. Udział papierów dłużnych w aktywach sektora wzrósł na koniec I kwartału do 34,4 proc. – wynika z danych Zespołu Badań i Analiz Związku Banków Polskich. A obligacje skarbowe nie tylko są zwolnione z podatku bankowego, ale ich waga ryzyka wynosi zero, banki nie muszą więc odkładać na ryzyko z nimi związane kapitału.
Zespół Badań i Analiz ZBP wyliczył, że wprowadzenie podatku bankowego hamującego wzrost podaży kredytów spowodowało zmniejszenie portfeli kredytowych w sektorze bankowym o 756,71 mld zł. Zamiast nieco ponad 1,1 biliona zł banki powinny zarządzać obecnie portfelem kredytów dla sektora niefinansowego o wartości 1,87 biliona zł. Tak sytuacja wygląda, jeśli popatrzymy wstecz. A jeśli spojrzymy do przodu?
Po latach zapaści inwestycyjnej za rządów PiS widać, że te są paląco konieczne, bowiem w przeciwnym razie polska gospodarka utraci konkurencyjność i stanie się skansenem. Tylko w perspektywie najbliższych pięciu lat szacunkowy koszt modernizacji energetycznej Polski ma wynieść ok. 850 mld zł, a w perspektywie do 2040 roku szacunki te sięgają 1,6 bln zł. To tylko energetyka, a transformacja cyfrowa i automatyzacja produkcji, która jest jedynym lekarstwem na kurczenie się podaży pracy?
– Kapitały banków są adekwatne do dzisiejszych potrzeb, ale kompletnie niewystarczające do potrzeb gospodarki, gdyby miała ona realizować swoją krytyczną misję, jaką jest oparcie się o inwestycje – mówił Kamil Sobolewski.
„Poważna erozja funduszy własnych”
Bankowcy szacują, że polska gospodarka potrzebuje rocznego wzrostu kredytów o 220-230 mld zł, bo dopiero wtedy inwestycje zaczęłyby znowu doganiać unijne średnie. Ale żeby banki mogły tak przyspieszyć akcję kredytową, ich kapitały własne musiałyby zwiększać się co roku o ok. 40-45 mld zł. Przypomnijmy, że ubiegłoroczny rekordowy zysk banków wyniósł 28 mld zł, a z tego 20 mld zł poszło na dywidendy.
– Jest to poważna erozja funduszy własnych – mówił podczas seminarium WIB Czesław Lipiński, emerytowany profesor Uniwersytetu Łódzkiego.
– W najbliższych kwartałach zakładamy, że poziom inwestycji w Polsce nie wzrośnie aż tak bardzo, aby banki miały jakiekolwiek problem z ich finansowaniem. Będzie się zmieniać struktura finansowania polskich banków. Zgodnie z regulacjami, nasze instytucje finansowe będą emitować obligacje średnio- i długoterminowe – uspokaja Sebastian Buczek.
To fakt, że termin „odpalenia” inwestycyjnego boomu w Polsce wciąż jest odsuwany, bo przedsiębiorstwa tkwią wciąż w niepewności prawnej, w jaką wpędziły je rządy PiS słynnymi niekonsultowanymi projektami „poselskimi”, zniechęcając skutecznie do rozwoju skali działalności. Także napływ funduszy z Unii z powodu podkopywania przez PiS fundamentów państwa prawa jest o ponad dwa lata opóźniony. Niemniej wzrost inwestycji jest dla gospodarki krytyczny.
Kiedy popyt na kredyt w polskiej gospodarce ruszy tak, że banki przestaną za nim nadążać – nie wiemy. Niemniej to nie jedyny powód, dla którego wyraźnie wrosną w ciągu najbliższych lat ich potrzeby kapitałowe. Choć roszczenia frankowiczów zostały w dużej części pokryte przez ponad 70 mld zł rezerw, wciąż nie ma pewności, czy są to wystarczające kwoty.
Wprawdzie zażegnana została erozja kapitałów spowodowana przeceną obligacji skarbowych, lecz straty nie zostały jeszcze odrobione. Według wyliczeń Czesława Lipińskiego w szczycie wyniosły one 38 mld zł, a obecnie jest to jeszcze ok. 10,5 mld zł strat.
Bufory będą topnieć
Czesław Lipiński zwraca uwagę, że środki w funduszu gwarantującym depozyty w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym obniżyły się na koniec zeszłego roku do 1,64 proc. wszystkich depozytów objętych gwarancjami, a minimum wynosi 1,6 proc. Jeśli depozyty będą rosły nawet w tempie o połowę mniejszym niż w zeszłym roku, BFG może ponownie wprowadzić składkę na fundusz gwarancyjny, której poboru zaniechał dwa lata temu. Do końca roku może się okazać, że potrzeba nawet dodatkowo 1 mld zł w tym funduszu.
W sektorze bankowym coraz bardziej istotne staje się ryzyko operacyjne. Choć – jak na razie – kredyty rosną bardzo słabo, a więc nie ma powodu do zwiększania wymogów kapitałowych na ryzyko kredytowe, wymogi z tytułu ryzyka operacyjnego mogą dalej szybko rosnąć – ostrzega Czesław Lipiński.
Dalsze potrzeby kapitałowe będą także wynikać z niedawnej decyzji Komitetu Stabilności Finansowej. Postanowił on o wprowadzeniu od przyszłego roku jednoprocentowego, a od kolejnego – dwuprocentowego bufora antycyklicznego.
– To znaczy, że obecna nadwyżka kapitałowa w perspektywie roku – dwóch lat skurczy się o 2 punkty procentowe, co dodatkowo trzeba brać pod uwagę analizując potrzeby z tytułu kapitału na pokrycie najistotniejszych czynników ryzyka – mówił Czesław Lipiński.
Równocześnie zdecydowana większość polskich banków chce usatysfakcjonować akcjonariuszy proponując im w kolejnych latach wypłatę wysokich dywidend, gdyż – według prognoz – wyniki sektora będą w tym i przyszłym roku stabilnie rosnąć, aż do czasu kiedy kres temu położą większe obniżki stóp procentowych.
– Bufory są wystarczające, żeby wypłacać dywidendę na poziomie 50-75 proc. zysku netto – mówił na konferencji prasowej po ogłoszeniu wyników za II kwartał wiceprezes Pekao Marcin Gadomski.
Nie wszystkie banki myślą jednak o usatysfakcjonowaniu akcjonariuszy kosztem odbudowy swojego potencjału do wzrostu w przyszłości.
– W 2024 roku nie zamierzamy wypłacić dywidendy, co wzmocni naszą pozycje kapitałową o 50 punktów bazowych – powiedział prezes mBanku Cezary Kocik.
Za około trzy miesiące KNF zajmie stanowisko w sprawie polityki dywidendowej banków za ten rok. Czy zgodzi się, żeby akcjonariusze zjadali swoje ciastka? A może – zakładając korzystny rozwój sytuacji w kraju – pomyśli o tym, by poczekali aż ciastka urosną do rozmiarów tortu. Wtedy byłoby co dzielić.
Jacek Ramotowski