W tym roku możemy spodziewać się debiutu na parkiecie firmy Smyk. Kilka innych przedsiębiorstw, takich jak Empik, może pojawić się na rynku kapitałowym w kolejnym roku. Będą to przede wszystkim podmioty z portfolio funduszy private equity – ocenia Dariusz Tenderenda, członek zarządu Domu Maklerskiego Navigator. Podkreśla on, że pomimo skromnej liczby IPO na warszawskiej giełdzie obserwujemy wzrost innego rodzaju transakcji związanych z pozyskiwaniem środków.
Giełda czeka na Smyka. I co dalej?
W bieżącym roku na głównym rynku GPW zadebiutowały tylko trzy spółki. Dwie z nich dokonały publicznej oferty akcji – toDiagnostyka, która weszła na giełdę w lutym, a także Arlen, który pojawił się na niej niedługo przed wakacjami (IPO Arlenu zostało przygotowane przez DMNavigator). Trzecią jest QNA Technology, która przeniosła się na głównyrynek z NewConnect.
Spodziewano się kolejnych debiutów jesienią, jednak aktualnie nic na to nie wskazuje. – W tym roku prawdopodobnie możemy spodziewać się jeszcze debiutu na parkiecie sieci Smyk z asortymentem dla dzieci, który został już zapowiedziany w mediach – twierdzi Dariusz Tenderenda z Domu Maklerskiego Navigator. A co w dalszej perspektywie? – Szacuję, że do debiutu giełdowego przygotowuje się jeszcze około pięciu następnych firm, np. Empik, i będą to głównie przedsiębiorstwa z portfeli funduszy private equity, ale ich IPO nastąpi raczej w przyszłym roku – prognozuje menedżer.
Dariusz Tenderenda, DM Navigator (materiały prasowe)
Żabka zniechęciłainnych emitentów
Może to budzić zdziwienie, że w okresie hossy, po tym jak WIG zyskał od2022 r. ponad 100% i regularnie ustanawiał rekordy, oraz po tym jak znacząco zwiększyły sięobroty, tegoroczna liczba debiutów na GPW będzie prawdopodobnie najniższa odponad dwóch dekad. Dlaczego tak się dzieje?
– Nawet wśród osób mających styczność z rynkiempanuje mylne przekonanie, że na giełdzie trudno jest pozyskać kapitał lub osiągnąć zysk naakcjach w IPO. Taki pogląd został w pewnym stopniu ukształtowany przez niezbytudany debiut giełdowy Żabki, który zniechęcił przyszłych emitentów orazinwestorów – zaznacza Dariusz Tenderenda.
Tymczasem tegoroczne IPO zdają sięjednoznacznie zaprzeczać tej tezie. Na akcjach Diagnostyki nabytych w IPO możnabyło zarobić do tej pory ponad 65%, a Arlenu około 30%. W przypadku pierwszej zfirm właściciele sprzedali akcje za blisko 1,7 mld zł, natomiast drugiej –około 270 mln zł. Były to pomyślne oferty.
– Ze względu na długotrwały, kilkumiesięczny proces przygotowań dowejścia na giełdę, ewentualnej fali nowych spółek skuszonych tymi sukcesamimożna oczekiwać jednak najwcześniej około połowy przyszłego roku –przewiduje nasz rozmówca.
Kto byłbymile widziany na giełdzie?
– W przeciągu najbliższych sześciu do dziewięciu miesięcypowinniśmy zobaczyć na GPW firmy z portfeli funduszy private equity. Rynekwspomina np. o Smyku, Empiku, podmiotach z branż: spożywczej, e-commerce, czy horeca.Zainteresowanie mogą wzbudzić także interesujące przedsięwzięcia z szeroko pojętegodziału life science – dodaje Tenderenda.
Jego zdaniem zainteresowanie rynkiem mogłyby przede wszystkim powiększyćoferty akcji dużych, znanych spółek, w tym także z portfela Skarbu Państwa. Intrygującympomysłem mogłoby być w obecnych realiach geopolitycznych wprowadzenie na GPW przedsiębiorstwpowiązanych z branżą zbrojeniową. – Obecność przemysłu zbrojeniowego jestnormą na rozwiniętych rynkach i powinien to być model dla Polski.Umożliwienie firmom zbrojeniowym pozyskiwania środków poprzez publiczne ofertyułatwiłoby finansowanie innowacji oraz dynamiczny postęp, co jest kluczowe dlaprzy bezpieczeństwa kraju. Co więcej w przypadku technologii zbrojeniowych mówimy o tzw. technologiach dual use – rozwiązaniach, które mogą być wykorzystywane zarówno docelów cywilnych, jak i militarnych. Spółki z takimi rozwiązaniami mogą wzbudzać duże zainteresowanie inwestorów – podkreśla menedżer.
Kiedy w końcu będziewięcej debiutów niż delistingów?
Z rynku głównego GPW w tym roku zniknęło do tej pory siedem firm. Choć tomniej niż 11 tzw. delistingów zanotowanych w ubiegłym roku, to jednak ze względu na ograniczoną liczbę debiutów ponownie bilans wejść i wyjść będzie negatywny. Tendencja, żewięcej firm opuszcza giełdę, niż na nią wchodzi, utrzymuje się już od niemal dekady. Dariusz Tenderenda oczekuje, żew nadchodzącym roku może ona zostać w końcu odwrócona.
– Głównym powodem wycofywania firm z giełdy nie są już regulacje,które uległy zmianie niemal dekadę temu.Spółki, którym one nie odpowiadały, opuściły rynek już w pierwszych latach ich obowiązywania –podkreśla.
Jego zdaniem motywy, dla których firmy podejmują decyzję o delistingu,mają obecnie głównie charakter biznesowy. Po pierwsze, wiele z nich osiągapełnoletność, generuje własne zasoby pieniężne i nie potrzebuje już giełdy do pozyskiwaniakapitału. Po drugie, częstą przyczyną jest przejęcie przez inwestora branżowego,który po transakcji usuwa spółkę z publicznego obrotu, ponieważ nie jest onmu już potrzebny do dalszego rozwoju.
– Ważną przyczyną wcześniejszej fali wycofywania firm z giełdybyły również niskie wyceny. Przy wskaźniku cena/zysk dla rynku na poziomie 7-8 przejęciespółki w wezwaniu przez dotychczasowego bądź nowego inwestora było znacznietańsze niż obecnie, gdy wskaźnik ten wzrósł do około 14 – stwierdza DariuszTenderenda.
Zaznacza, że wraz ze wzrostem wycen nacisk na opuszczanie rynkunaturalnie zmalał. – Można oczekiwać, że w najbliższym czasie liczba nowychdebiutów będzie większa niż liczba firm opuszczających giełdę – przewidujemenedżer.
Tenderenda ma nadzieję, że ostatnie zapowiedzi Ministerstwa Finansówm.in. dotyczące wprowadzenia kont inwestycyjnych OKI poprawią dopływ kapitału i tym samym korzystnie wpłyną na rozwój rynku kapitałowego. Tenderenda podkreśla, że niezależnie od sytuacji rynkowej dobry produkt zawsze znajdzie nabywcę. Tak było z tegorocznymi ofertami Diagnostyki i Arlenu.
– Ta ostatnia spółka, którą wprowadzaliśmy na GPW, to znakomity przykład firmy o solidnych fundamentach, która trafiła dodatkowo w koniunkturę rynkową związaną z branżą zbrojeniową. Dlatego decyzję o debiucie trzeba podejmować dużo wcześniej, bo praca doradcy ze spółką przed IPO może zająć np. dwanaście lub czasami, w przypadku bardziej skomplikowanych struktur, nawet kilkanaście miesięcy przygotowań. Dopiero prawidłowo ustrukturyzowaną grupę kapitałową emitenta można wprowadzać na giełdę, a do tego dochodzi jeszcze czynnik timingu oferty – czy to odpowiedni czas na debiut? Czy jest dobra koniunktura na rynku i czy branża jest dobrze postrzegana? To wpływa na ostateczny termin IPO – mówi menedżer.
Rynek nieśpi. Wskazuje na to ruch w SPO i ABB
Co ciekawe, niewielkiej liczbie IPO towarzyszy w ostatnich kwartałach duży ruch, jeśli chodzi o transakcje pozyskiwania kapitału lub sprzedaży akcji spółek już notowanych na warszawskiej giełdzie. Jak podaje DM Navigator w swoim raporcie IPO Index Poland, tylko w drugim kwartale zanotowano na głównym rynku GPW sześć tzw. SPO (secondary public offering, wtórna oferta akcji – gdy kapitał pozyskuje spółka już notowana) o wartości 811 mln zł oraz sześć transakcji ABB (ang. accelerated book-building), czyli sprzedaży akcji dzięki tzw. przyspieszonej budowie księgi popytu, o wartości prawie 5,5 mld zł.
W ostatnim czasie wzrosła zwłaszcza popularność transakcji ABB, które często błędnie interpretuje się jako sprzedaż akcji przez właścicieli. – Coraz częściej pod tą nazwą kryją się operacje podwyższenia kapitału dla samej spółki, które ekonomicznie odpowiadają wtórnej ofercie publicznej, ale są realizowane w znacznie szybszy sposób. Główną zaletą tej formy jest pominięcie np. kilkumiesięcznej procedury zatwierdzania prospektu, co pozwala firmie pozyskać kapitał w ciągu zaledwie kilku dni – wyjaśnia Tenderenda.
Dla porównania w całym 2024 r. na głównym rynku GPW przeprowadzono 13 transakcji ABB o wartości 6,2 mld zł. W tym roku ta kwota powinna być wyraźnie większa.