Bezzałogowce miałyby stanowić potencjalne zabezpieczenie przed militarnym zagrożeniem ze strony chińskiej armii
Michał Duszczyk
W połowie grudnia Pentagon ma wybrać najlepsze projekty bezzałogowców w ramach programu Replicator. Na razie wiele wskazuje na to, że ze względu na bezpieczeństwo narodowe, zwycięzcy konkursu nie zostaną publicznie ogłoszeniu. Konkurs organizowany przez DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency – amerykańska agencja rządowa zajmująca się rozwojem technologii wojskowych) ma bowiem wyłonić najlepsze latające tzw. roje. A to na współczesnym polu walki coraz bardziej skuteczna i śmiercionośna broń.
Dron jednorazowego użytku
Działająca w strukturach Departamentu Obrony USA agencja szuka projektów, które pozwolą armii stosowanie dużej ilości jednorazowych dronów. Mają być wydajne, a przy tym tanie. Plan jest taki, by w ramach programu Replicator rozmieścić owe roje w regionie Indo-Pacyfiku (obszar wód morskich Oceanu Indyjskiego i zachodnio-środkowej części Oceanu Spokojnego). Bezzałogowce miałyby stanowić potencjalne zabezpieczenie przed militarnym zagrożeniem ze strony chińskiej armii.
Wiadomo, że w konkursie DARPA udział biorą m.in. tacy producenci jak Teal, Skydio, AeroVironment, czy Honeywell. Po wyborze zwycięzców masowa produkcja miałaby ruszyć w perspektywie 18-20 miesięcy. – Ten harmonogram jest trudny, a cel jest ambitny – przyznał na łamach „The Washington Post” Paul Scharre, wiceprezes Centrum Nowego Bezpieczeństwa Amerykańskiego, który wcześniej pracował w Departamencie Obrony, opracowując politykę w zakresie broni autonomicznej.
Lekcja z Ukrainy i sposób na Chiny
Chmary małych statków powietrznych to nowa strategia Pentagonu. Dzięki projektowi Replicator amerykańska armia chce postawić bardziej na ilość, a nie jakość. W krótkim czasie planuje bowiem zalać niebo tysiącami tanich bezzałogowców. Eksperci wskazują na przykład Ukrainy, gdzie taka taktyka sprawdziła się. Bezzałogowce miałyby stanowić potencjalne zabezpieczenie przed militarnym zagrożeniem ze strony chińskiej armii.
Dziś to Chiny dysponują przewagą w zakresie możliwości szybkiego zapełnienia przestrzeni powietrznej dronami. Bo nie chodzi wcale tylko o takie stricte militarne, ale również te produkowane na rynek konsumencki, które mogą działać w misjach wojskowych. Światowym potentatem w branży jest DJI. Firma z siedzibą w Shenzhen – dzięki swoim niedrogim bezzałogowcom – ma ok. 70 proc. udziału w rynku. Gregory C. Allen, były dyrektor ds. strategii we Wspólnym Centrum Sztucznej Inteligencji Departamentu Obrony, uważa, że to niebezpieczne, bo wojna w Ukrainie pokazała, że przydatne jest posiadanie dużej liczby tanich, często jednorazowych dronów. Tymczasem armia USA dotychczas inwestowała głównie w pojedyncze, zaawansowane systemy, jak choćby wart 220 mln dol. Global Hawk – projekt najwyższej klasy dronów.