Edukatorka żywnościowa dr n. farm. Anna Makowska na swoim profilu na Instagramie zamieściła zdjęcia posiłków, które miały zostać podane najmłodszym w polskich przedszkolach i żłobkach. Jak się wyraziła – dzieciom serwuje się „odkostnione resztki wymieszane z wodą, barwnikiem, przyprawami”. Wpis wywołał burzę.
/123RF/PICSEL
Dr n. farm Anna Makowska jest edukatorką i założycielką fundacji Samo się nie zrobi. Dużo uwagi poświęca kwestii żywienia dzieci. Niedawno zamieściła na swoim Instagramie zdjęcia posiłków serwowanych najmłodszym w jednym z przedszkoli.
Posiłki w przedszkolach. Miseczka z paprykarzem i rozlana herbata
Widać na nich m.in. posmarowaną bułkę, miseczkę z paprykarzem szczecińskim, rozlaną herbatę, soczek, wafel ryżowy, słodzony jogurt i pierogi z serem. Jak wyjaśniła dr Makowska – zdjęcia otrzymała od osoby, które pracuje w przedszkolu.
Reklama
Czytaj także: Gdy rodzice pokazują za dużo. Groźny trend zalewa internet
„Twoje dziecko dostaje nie tylko odkostnione resztki wymieszane z wodą, barwnikiem, przyprawami i konserwantem zwane pasztecikiem i/lub paróweczką. Również gotowce takie jak paprykarz szczeciński, konserwy mięsne, ciasta i ciastka o fatalnym składzie z dużych kartonów i paczek oraz pierogi o byle jakim składzie. Niezależnie od stawki i tego, czy jest kuchnia” – napisała Anna Makowska, dodając, że: „na śniadanie i podwieczorek wlatują słodycze, w tym desery udające nabiał”.
Ekspertka bije na alarm: Polskie dzieci tyją najszybciej w Europie
„Normy dotyczące podaży cukru są codziennie przekraczane. 5 dni w tygodniu. 4 tygodnie w miesiącu. Przez kilka lat. Czy to właśnie dlatego polskie dzieci tyją najszybciej w Europie?” – pyta retorycznie dr Makowska. „Placówka ma kuchnię, jednak jakoś nie po drodze z gotowaniem, bo przecież łatwiej 2-3 latkom dać bułę i otworzyć puszkę z paprykarzem, konserwę tyrolską czy mielonkę lub co tam władzom wpadnie w ręce” – czytamy we wpisie edukatorki.
Rozwiń
Post wywołał ogromne poruszenie wśród obserwatorów edukatorki. „U nas dodatkowo dzieci dostają żelki w ramach motywacji, i w ramach zachęty do jedzenia również – jak zjesz obiad dostaniesz żelka. (…) A ja jestem taka durna matka, co się czepia o głupie żelki, o zachęcanie dzieci do jedzenia obiadu na siłę, matka, co wymyśla, że to droga do zaburzeń odżywiania i otyłości, a doskonale wiem, co mówię, borykając się z 50 kg nadwagi” – napisała jedna z komentatorek.
„Znacznie gorzej karmią dzieci w domu”
Inna oburzyła się na to, jak dania zostały podane. „Ja rozumiem, że można ugotować pierogi. Kupić gotowe. Też czasem kupuję i trzymam na czarną godzinę. Można je ugotować i podać tak, żeby to jakoś wyglądało. Z szacunkiem do osób, które to będą jeść. Bo dziecko to osoba. Jak można nawalić na talerz takie dziurawe szmatławce, jak jakąś wykręconą ścierę?” – napisała.
Wiele komentujących przyznało, że w przedszkolach ich dzieci żywienie wygląda podobnie. „Niestety, u nas jest ten sam dramat… myślałam, że choć pierogi robią same przy 5 kucharkach, ale nie gotowce” – czytamy w kolejnym komentarzu.
Niektóre komentatorki zauważyły, że w placówkach podaje się takie posiłki, bo w wielu przypadkach rodzice nie widzą w tym nic złego. „[…] Znacznie gorzej karmią dzieci w domu, więc nie widzą problemu” – napisała jedna z internautek. Podobnie uważa doktor Makowska. W następnym wpisie napisała, że są placówki, gdzie „dyrekcja ciśnie z dobrym jakościowo jadłospisem”, ale rodzice domagają się niezdrowej żywności, którą dzieciom serwuje się w domach, np. przesłodzonych jogurtów i płatków.
Nie we wszystkich placówkach posiłki wyglądają tak, jak te ze zdjęć dr Makowskiej – co potwierdza czytelniczka Interii, która podesłała nam przykładowy jadłospis z Akademii Małego Inżyniera z Rzeszowa. Przykładowo – w poniedziałek 13 stycznia dzieci miały na śniadanie owsiankę z ananasem, na obiad placki ziemniaczane ze śmietaną i zupę meksykańską, a na podwieczorek frytki warzywno-owocowe. Dzienny koszt wyżywienia wynosi 16 zł zł, a przedszkole ma też opcję wykupu cateringu przez rodziców.
„Nasze publiczne przedszkole korzysta z własnej kuchni. Menu jest zawsze kolorowe, pełne warzyw i owoców, a kiedy syn od czasu do czasu przynosi do domu przekąski, to w wypiekach czuć, że rogaliki czy ciasta są jak domowe” – opisała czytelniczka.
Posiłki w przedszkolach i żłobkach powinny być bez konserwantów
Kwestię żywienia w przedszkolach, żłobkach i szkołach reguluje rozporządzenie MZ z dn. 26.07.2016. Stanowi ono m.in., że do każdego posiłku powinny być dodawane owoce lub warzywa oraz by „zupy, sosy oraz potrawy sporządzane były z naturalnych składników, bez użycia koncentratów spożywczych, z wyłączeniem koncentratów z naturalnych składników”. Nadzór nad spełnieniem wymagań dotyczących posiłków prowadzi Państwowa Inspekcja Sanitarna.