Jest niemal pewne, że wprowadzenie podatku katastralnego i podatku od pustostanów odbyłoby się „kosztem” części posłów oraz kosztem części osób wpłacających na partie rządzące – pisze w opinii dla money.pl dziennikarz Kamil Fejfer.
Program Kredyt na Start jest kością niezgody w rządzie (East News, Adam Burakowski)
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Kilkanaście dni temu media obiegła informacja na temat skali wsparcia finansowego udzielanego partiom politycznym przez osoby związane z rynkiem nieruchomości. Do tego, z analizy przeprowadzonej przez Agatę Kołodziej dla portalu Oko.press wynika, że każdy z 458 posłów posiada – uśredniając – 1,7 mieszkania. Część z tych nieruchomości jest wynajmowana, przynosząc decydentom niemałe sumki. W debacie publicznej pojawiają się więc pytania, czy przy tak skonstruowanym systemie reformy będące w interesie najemców oraz tych, którzy chcą nabyć mieszkanie na własne potrzeby, nie są, aby, delikatnie mówiąc, trudne do przeprowadzenia?
Wpłaty na kampanie polityków od branży nieruchomości
Kilka dni temu w mediach społecznościowych pojawiła się analiza na temat wpłat osób fizycznych na PSL. Okazuje się, że w 2023 roku 20 proc. z wpłacających było w jakiś sposób związane z branżą nieruchomości. Kilka dni później furorę zrobił wpis Łukasza Firka, który przejrzał listę wpłat na Platformę Obywatelską. W 2023 i 2024 roku na partię Donalda Tuska wpłaciło ponad 1,5 tys. osób. Łączna suma wpływów od osób związanych z branżą nieruchomości wyniosła ponad 5,5 mln zł, co stanowi około 30 proc. wszystkich przekazanych partii środków przez osoby fizyczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Negatywne oceny kredytu na start. "Te uwagi są uwzględnione już"
Ugrupowania od 2022 roku mają obowiązek ujawniać wysokość wpłat od prywatnych osób (wpłaty takie są oczywiście zupełnie legalne). Obliguje ich do tego art. 25 ustawy o partiach politycznych. Informacje mają upubliczniać w Biuletynie Informacji Publicznej, ale robią to również na swoich stronach internetowy. Każda wpłata powyżej 10 tys. zł rocznie powinna zostać odnotowana. Istnieje również limit przelewów, który jest równy 15 krotności minimalnej krajowej. Przypomnijmy, dzisiaj wynosi ona 4300 zł brutto. Nietrudno policzyć, że maksymalnie osoba fizyczna może dzisiaj przekazać partii 51 600 zł rocznie.
W wykazach osób wpłacających na partie musi znajdować się imię, nazwisko, miejsce zamieszkania oraz imię ojca donatora lub donatorki. „Podobnie jawne są dane z KRS, dotyczące organów reprezentujących, nadzoru oraz prokurentów spółek. Zainspirowany tą transparentnością, postanowiłem stworzyć narzędzie, które zestawia i analizuje te dane, aby zobaczyć, w jakim stopniu oraz na jakie kwoty branża budownictwa i rynku nieruchomości wspiera Platformę Obywatelską” – pisze Firek w swoim poście.
Potrzeba więcej jawności
Na marginesie można dodać, że informacja o głównym wykonywanym zawodzie lub głównym źródle dochodów mogłaby się znajdować w samych wykazach osób wpłacających na partie. A ustawodawca mógłby nałożyć na ugrupowania konieczność stworzenia interaktywnego narzędzia analitycznego, dzięki któremu obywatele mogliby analizować wpłaty od poszczególnych grup zwolenników partii – czegoś na kształt uproszczonego Excela.
Nie wszystkie osoby związane z rynkiem nieruchomości, które wpłacały pieniądze na partie polityczne, zajmowały się przecież deweloperką. Takiego zdania było choćby stowarzyszenie Miasto Jest Nasze. Wśród wpłacających jednak znaleźli się zarówno ci, którzy parają się budowaniem mieszkań, jak i ci, których źródłem przychodu jest na przykład wynajem. Trudno uznać, żeby to była ta sama grupa. Rozróżnienie może się wydawać dzieleniem włosa na czworo, jednak nie jest bez znaczenia, o czym jeszcze napiszę.
Posłowie są beneficjentami rynku nieruchomości?
Portal Oko.press na początku tego roku opublikował kompleksową analizę autorstwa Agaty Kołodziej na temat sytuacji mieszkaniowej posłów. Wynika z niej, że niemal z nich (45 proc.) ma więcej niż jedno mieszkanie, a 20 proc. ma co najmniej 3 mieszkania. Autorka pokusiła się również o sprawdzenie, w której partii posłowie i posłanki mają najwięcej mieszkań „na głowę”.
Niekwestionowanym liderem jest Kukiz ’15 – 2,66 mieszkania na posła. Później znajduje się Polska 2050 – 1,87 mieszkania. Dalej uplasowała się KO – 1,82 mieszkania, PSL – 1,71, PiS – 1,55. Na przedostatnim miejscu znalazła się Lewica – 1,42 mieszkania, na końcu – co ciekawe – Konfederacja ze średnią liczbą mieszkań 1,22 na głowę.
Te liczby nie są, oczywiście, dowodem na nic konkretnego. Jednak w badaniach naukowych przyjętą zasadą jest sprawdzanie, czy nie istnieje konflikt interesu między publikującym wnioski z danej analizy, a tym, czy nie posiada on ekonomicznego interesu w takim, a nie innym wyniku badań. Wiele prac naukowych zresztą dowodzi, że nawet badaczom przekonanym o własnej uczciwości i odporności na ekonomiczne „szturchnięcia” nie udaje się zachować bezstronności.
„Minister Dariusz Klimczak nie widzi ciągu przyczynowo-skutkowego między milionem wpłaconym na kampanię PSL-u przez osoby z branży deweloperskiej a późniejszym wsparciem PSL-u przy pchaniu kredytu 0 proc. Niech każdy sam połączy kropki” – mogliśmy przeczytać na Twitterze organizacji Miasto Jest Nasze. Była to odpowiedź na wypowiedź ministra infrastruktury, który w Polsacie na uwagę prowadzącego o milionowym wsparciu osób z branży nieruchomości dla PO i PSD stwierdził: „Nie widzę żadnego ciągu przyczynowo-skutkowego. Te głosy są bardziej ideologiczne. My kierujemy się racjonalnymi przesłankami, troską o gospodarkę, o polski sektor budowlany, o zwykłego polskiego budowlańca, bo ta branża naprawdę nakręca nam gospodarkę”.
Oczywiście, powstaje pytanie czy partie polityczne, które notują spore (przypomnijmy – legalne!) wsparcie ze strony pewnej grupy o określonych interesach ekonomicznych nie są aby podatne na pewne naciski z ich strony. Jeżeli wierzyć ustaleniom Łukasza Firka, to we wskazanym przez niego okresie pieniądze od osób związanych z rynkiem nieruchomości (przypomnijmy około 5,5 mln zł) stanowiły niemal jedną czwartą rocznej subwencji dla Platformy Obywatelskiej (dane PKW). Zarówno PO, jak i PSL opowiadają się za wdrożeniem programu dopłat do kredytów 0 proc.
Nieco inne interesy mają deweloperzy, którzy potencjalnie mogą windować ceny (i zwiększać zyski) podczas „podażowego szturmu” w przypadku uruchomienia programu dopłat (warto tutaj dodać, że innymi beneficjentami takiego rozwiązania są również banki), a nieco inne osoby wynajmujące mieszkania, bądź po prostu posiadające nieruchomości jako lokatę kapitału.
Kto straci na podatku katastralnym?
Ta druga grupa mogłaby stracić na – odpowiednio – wprowadzeniu podatku katastralnego oraz podatku od pustostanów. A o takich rozwiązaniach, jako o sposobach na zatrzymanie wzrostu cen mieszkań, mówi część ekspertów.
Przypomnijmy, że podatek katastralny (czyli od wartości nieruchomości) był przez chwilę rozważany w ramach koalicji rządzącej. Dość szybko jednak z takiego pomysłu się wycofano. Jakiś czas temu ideę podjęła również Lewica, ale projekt został odrzucony przez parlament. Tu z kolei wraca pytanie o to, czy posłowie chcieliby opodatkowywać samych siebie? Są w tej komfortowej sytuacji, że – no cóż – nie muszą.
O ile z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy zakładać, że kredyt 0 proc. na dłuższą metę podniesie ceny nieruchomości, a więc i ograniczy dostępności mieszkań (przerabialiśmy to już z „Bezpiecznym Kredytem 2 proc.”), tak nie jest jasne, czy podatek katastralny i podatek od pustostanów rzeczywiście wpłynęłyby na obniżenie kosztów wynajmu. Potrzebujemy tu głębszych analiz.
Jest jednak niemal pewne, że jego wprowadzenie odbyłaby się „kosztem” części posłów (który mają mieszkania na wynajem) oraz kosztem części osób wpłacających na partie rządzące. Jaki z tego wniosek? Cóż, połączcie Państwo kropki.
***
Autorem jest Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o gospodarce, współtwórca podcastu i kanału na YouTube „Ekonomia i cała reszta”