Na stacjach Shella nie będzie już obowiązywać limit dla klientów detalicznych – maksymalnie 100 litrów na jednego kierowcę. Tym samym firma wycofuje się ze swojego pomysłu, który wprowadziła w niektórych punktach sprzedaży dwa dni temu. Jej działanie wynikało ze wzmożonego popytu na taniejące paliwo w Polsce.
/123RF/PICSEL
Reklama
– Rano zdjęliśmy tymczasowe ograniczenia limitu tankowania diesla, które obowiązywały w niewielkiej części naszych stacji przez ostatnie dwa dni – powiedziała Anna Papka, dyrektorka ds. korporacyjnych Shell w komentarzu dla Business Insidera.
Przypomnijmy, że na niektórych stacjach koncernu, m.in. w Warszawie, Toruniu i we Wrocławiu, każdego klienta obowiązywał limit do 100 litrów oleju napędowego. W ten sposób firma zareagowała na wysoki popyt, który przejawiał się nawet kupowaniem i przelewaniem paliwa do kanistrów, o czym więcej pisaliśmy w tym artykule.
Orlen: Nie kupujcie paliwa na zapas
W odpowiedz na publikacje pojawiające się w mediach koncern naftowy Orlen – największy hurtownik w branży paliwowej w Polsce – zaapelował do kierowców, „aby nie kupować paliwa na zapas”. Jak wskazywali przedstawiciele spółki Skarbu Państwa, „nie ma zagrożenia niedoborami paliw czy nagłym wzrostem cen na polskim rynku”.
Jednocześnie firma zapewniła, że „dostawy paliw do klientów hurtowych w Polsce przebiegają bez zakłóceń”. Natomiast szef koncernu, Daniel Obajtek wskazał w trakcie środowej konferencji prasowej, że „firma Shell ma przeprosić za niewłaściwą informację, ponieważ Orlen w 100 procentach wypełnia swoje kontrakty”.
Spadki cen na stacjach paliw w Polsce nie odpowiadają warunkom rynkowym
Reakcja kierowców oraz zamieszanie, jakie panuje ostatnio na rynku wynika z faktu, że ceny paliw w Polsce spadają, chociaż we wszystkich krajach Europy panuje odwrotny trend. Jednocześnie poza granicami naszego kraju zachowanie rynku jest zgodne z tym, co możemy zaobserwować na międzynarodowych giełdach.
Jak informujemy na łamach Interii Biznes od blisko tygodnia, ceny paliw nie powinny się obniżać. Za ich podwyżkami stoją bowiem drożejąca ropa oraz słabość złotego w stosunku do dolara, czyli waluty, w której rozlicza się większość transakcji za zakup surowca.
Ceny ropy Brent w środę ponownie urosły i obecnie za jedną baryłkę surowca należy zapłacić 94,26 dol. Stan ponad 90 dol. utrzymuje się od początku września i jest najwyższy od końca 2022 roku. Podobny scenariusz realizuje się na notowaniach ropy produkowanej przez kraje Ameryki Północnej. W tym przypadku także doszło do podwyżek do 93,31 dol. za baryłkę, co jest najwyższym kursem od blisko 10 miesięcy.
Analitycy mBanku w ubiegłotygodniowym raporcie nazwali obecną sytuację na stacjach paliw w Polsce „anomalią”. Z ich obliczeń wynika, że jeżeli zostałyby zachowane historyczne relacje w cenach, za jeden litr oleju napędowego należałoby zapłacić ok. 7,40 złotych, tj. o 20 proc. więcej niż obecnie.