Dla wielu mieszkańców Zakopanego turystyka jest najważniejszym, a często jedynym źródłem dochodu. Cieszą się, kiedy do miasta przyjeżdżają tłumy, ale popularność miasta ma też swoje ciemne strony. Niektórzy przyjezdni nie potrafią się zachować i mocno utrudniają życie mieszkańcom.
/Paweł Murzyn /East News
Ruch turystyczny w Zakopanem dopisał w Boże Narodzenie i w ostatni dzień roku. „W sylwestra średnie obłożenie w mieście pod Giewontem osiągnęło zawrotne 97 proc.” – powiedział „Gazecie Wyborczej” Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. Górale z jednej strony się cieszą, bo na turystach zarabiają, a z drugiej – napływ tak licznej grupy ludzi, daje im się we znaki.
Górale z Zakopanego punktują turystów. „[…] Szkoda im 20 zł na parking”
„Nie możemy narzekać na to, że turyści w Zakopanem są. Ale wszystkim żyłoby się lepiej, gdyby przestrzegali podstawowych zasad. Często parkują, gdzie popadnie, zastawiają bramy wjazdowe, a kilka metrów dalej mają parking. Oczywiście to kwestia oszczędności, bo szkoda im 20 zł na postój. Tylko że więcej będzie ich kosztował mandat za złe parkowanie. Owszem, żyjemy z turystyki, ale są jakieś granice” – powiedział w rozmowie z podroze.onet.pl taksówkarz z Zakopanego.
Reklama
Czytaj także: Wsparcie dla turystyki. Skorzysta jeden region, do podziału ponad 400 mln zł
Inna mieszkanka stolicy Podhala zwróciła uwagę na to, że przez duży ruch turystyczny w okresie świątecznym miasto jest zakorkowane, a zrobienie zakupów jest wyzwaniem. „Na kilka dni przed sylwestrem na wszelki wypadek kupuję chleb i go mrożę. Zdarzało się, w piekarni już o godz. 9 półki świeciły pustkami” – mówiła.
Kelnerka z Podhala o turystach: „[…] Przyciągałyśmy uwagę obleśnych gości”
Suchej nitki na przyjezdnych nie zostawiła Basia, która pracowała przez kilka lat w pensjonacie na Podhalu jako kelnerka. W rozmowie z podroze.onet.pl wspominała o niechcianych „awansach” ze strony turystów. „Często przyciągałyśmy uwagę wręcz obleśnych gości, którzy chcieli stawiać nam drinki i z nami tańczyć” – relacjonowała, dodając, że bywało, iż szef kazał im spełniać życzenia przyjezdnych.
Czytaj także: Nowa atrakcja w Beskidach. Czy futurystyczny wagonik przyciągnie turystów?
Trafiali się też goście, którzy nie przestrzegali zasad dotyczących godzin zameldowania i wydawania posiłków. „Nie raz trafili się tacy nowobogaccy z Warszawy, co im się wydawało, że są nie wiadomo kim. Raz przyjechali spóźnieni, już był wieczór. Powiedzieli, że chcą zjeść obiad, bo mają zapłacone, a było już dawno po obiedzie. No to powiedzieliśmy, że możemy odgrzać im w mikrofalówce to, co zostało. To był pensjonat, a nie sądzę, żeby w hotelu ktokolwiek robił im kolację po czasie. Mimo że byłyśmy już po pracy, podałyśmy im ten posiłek. Zamiast podziękowania usłyszałyśmy, że to nie jest świeże. Byli okropnie roszczeniowi i bezczelni” – powiedziała kelnerka.
Na turystów narzekali jakiś czas temu także rozmówcy „Gazety Wyborczej”. Mówili, że przez wzmożony ruch turystyczny w mieście nie da się żyć. Brakuje żłobków, placów zabaw, a czynsze mieszkań są zawyżone. Z tego względu wiele osób wyprowadza się do sąsiednich miejscowości. Na wyludnianiu się Zakopanego traci samorząd. Mniejsza liczba mieszkańców oznacza, bowiem mniejsze wpływy z podatków.