Dyplom wyższej uczelni za kilka tysięcy złotych? Dziennikarskie śledztwo ujawniło niecny proceder

Witamy w świecie sprzedawanych dyplomów. „Zapłaciłam w sumie 5000 zł. Była to dla mnie ogromna suma, ale było warto. Świadectwo odebrałam osobiście w szkole, sama dyrektorka wręczyła mi dokument” – czytamy w poniedziałkowej „Gazecie Wyborczej”.

Dyplom Wyzszej Uczelni Za Kilka Tysiecy Zlotych Dziennikarskie Sledztwo Ujawnilo Niecny Proceder D4e4c45, NEWSFIN

fot. Krzysztof Wojciewski / / FORUM

„Wszyscy znamy ludzi, którzy oszukują i wyłudzają pieniądze poprzez oferowanie różnego rodzaju dyplomów i świadectw. Sama dałam się nabrać. Najpierw wydałam 800 zł na pseudoświadectwo maturalne, gołym okiem było widać, że zostało po prostu wydrukowane w domu. Drugi raz zostałam oszukana na 1500 zł. Niby oferowali legalny wpis, ale on nigdy nie pojawił się” – poniedziałkowa „Gazeta Wyborcza” cytuje znalezione w internecie ogłoszenia z rynku fałszywych dokumentów.

Gazeta informuje, że wg ogłoszenia autorka wpisu Domi1990 z pomocą koleżanki znalazła dobre dojście, dzięki czemu była w stanie zorganizować świadectwo szkolne, i że odebrała je osobiście w szkole, sama dyrektorka jej wręczyła dokument.

„Zapłaciłam w sumie 5000 zł. Była to dla mnie ogromna suma, ale było warto, bo w końcu znalazłam osobę, której można zaufać” – cytuje „GW” i dodaje, że w poście jest podany dokładny namiar na osoby świadczące podobnego rodzaju usługi.

„Czy można u państwa zrobić dyplom SGH? (…) I najważniejsze: na ile on będzie podobny do oryginału? 70 proc.? 80 proc.? 90 proc.?” – zapytał podczas prowokacji autor tekstu w „GW. „Jak oryginał i na oko nikt nie rozpozna, ale jak będzie wpis, to wszystko jest w systemie i jest na 100 proc. legalny i prawdziwy” – cytuje otrzymaną odpowiedź dziennik.

Skąd pochodzą wzory takich dokumentów? Jak wskazuje „GW” zgodnie z art. 34 ust. 1 ustawy o dokumentach publicznych, uczelnia (jako emitent dokumentów publicznych) ma obowiązek umieszczenia na swojej stronie obowiązujących wzorów dokumentów publicznych.

Przeczytaj także

Nieuczciwe publikacje, wielkie pieniądze. Jak system naukowy w Polsce wspiera drapieżne praktyki

Zdaniem „GW”, nie można się jednak dziwić pędowi społeczeństwa do dyplomów, skoro „nasza klasa polityczna wykazuje nimi ponadprzeciętne zainteresowanie”.

„Minister ds. równości Katarzyna Kotula prezentowała się na stronach Sejmu jako magistra filolologii angielskiej po renomowanym Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (rzeczywiście studiowała tam, ale magisterki nie zrobiła). Kiedy sprawa wyszła na jaw, stwierdziła, że to błąd, wniosła o jego sprostowanie” – pisze „GW”. (PAP)

ms/ jpn/

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *