Rok wielkich nadziei. W gospodarce wróci normalność

Ekonomiści są wyjątkowo zgodni w prognozach dla polskiej gospodarki na 2025 r. Wzrost gospodarczy przyspieszy, do czego przyczyni się przede wszystkim boom inwestycyjny. Ale popyt konsumpcyjny i eksport również mają być silniejsze.

Pod względem wzrostu PKB, 2025 r. powinien być dla Polski bardziej udany niż 2024 r. (East News, money.pl, Arkadiusz Ziółek, GS)

Aktywność w polskiej gospodarce, mierzona produktem krajowym brutto, w 2025 r. zwiększy się realnie o 3,6 proc. po zwyżce o około 2,8 proc. w 2024 r. – przewidują przeciętnie ekonomiści. Taki wynik byłby wprawdzie nieco poniżej długoterminowej średniej (3,9 proc.), ale oznaczałby też powrót do normalności po kilku latach, gdy wahania PKB były wyjątkowo duże.

W money.pl zebraliśmy prognozy dla polskiej gospodarki na najbliższe dwa lata od 27 zespołów analitycznych oraz indywidualnych ekonomistów. O większą próbę w polskich warunkach byłoby trudno, bo ośrodków analizujących krótko- i średnioterminowe trendy dużo więcej nad Wisłą nie ma.

Tym, co rzuca się w oczy w zebranych przez nas prognozach, jest ich duża zbieżność. Najwięksi pesymiści spodziewają się wzrostu PKB w 2025 r. o 2,7 proc., a najwięksi optymiści – o 4,3 proc. Różnica wynosi więc 1,6 pkt proc., podczas gdy w poprzednich czterech latach była co najmniej o połowę większa (2,4 pkt proc.). Z kolei wcześniej, przez cztery lata do 2020 r., była zwykle istotnie mniejsza. A tamte lata, pomijając oczywiście rok pandemii, okazywały się wyraźnie lepsze niż wskazywały przeciętnie prognozy (zbierane wówczas przez autora tego tekstu na potrzeby „Rzeczpospolitej”).

Polska znów będzie liderem regionu

Co z tego wynika? Niewielkie zróżnicowanie prognoz może świadczyć o tym, że niepewność co do perspektyw polskiej gospodarki jest mniejsza niż w poprzednich latach. W szczególności jedno wydaje się ekonomistom niemal pewne: 2025 r. przyniesie wyraźne ożywienie w inwestycjach. Jednocześnie cykliczny charakter zjawisk ekonomicznych pozwala oczekiwać, że w strefie euro – u naszego głównego partnera handlowego – koniunktura będzie się stopniowo poprawiała.

Ekonomiści z firmy analitycznej Capital Economics, którzy są bardziej pesymistyczni niż większość prognostów i oczekują wzrostu polskiego PKB o 2,8 proc., podkreślają, że to wystarczy, aby zapewnić Polsce status jednego z najszybciej rozwijających się krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Według nich nieco lepiej poradzi sobie tylko Litwa (3,3. proc.). Bułgaria może w ich ocenie liczyć na wzrost PKB o 2,5 proc., Czechy, Estonia, Słowacja i Rumunia – o 1,8 proc., a Węgry i Łotwa – o zaledwie 1,5 i 1,3 proc. Jednym ze źródeł tej przewagi Polski będzie ekspansywna polityka fiskalna. I rzeczywiście, ekonomiści są w zasadzie zgodni w ocenach, że deficyt sektora finansów publicznych utrzyma się mniej więcej na poziomie z 2024 r. – wyniesie 5,6 proc. PKB.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Prezydencja Polski w Radzie UE. Polacy o priorytetach

Ankietowani przez money.pl ekonomiści przeciętnie przewidują, że wydatki inwestycyjne – czyli nakłady brutto na środki trwałe – w polskiej gospodarce zwiększą się w 2025 r. realnie (w cenach stałych) o 8 proc. po minimalnej zwyżce w 2024 r. W tym stuleciu tylko w siedmiu latach wzrost inwestycji był większy. Ale optymiści spodziewają się nawet silniejszego odbicia popytu inwestycyjnego, o około 11 proc. Taki wynik pozwalałby już mówić o boomie inwestycyjnym.

Unijne fundusze napędzą inwestycje

Ten optymizm wynika przede wszystkim z oczekiwań co do napływu funduszy z UE. Środki z unijnego budżetu na lata 2021-2027 (trzeba je wykorzystać do 2029 r.) zaczęły być na dobre uruchamiane pod koniec 2024 r. W październiku i w listopadzie wartość wniosków o wypłatę środków unijnych wyniosła 3,6 mld zł – niemal tyle samo co w poprzednich dziewięciu miesiącach łącznie.

Wniosek o płatność może pojawić się na różnych etapach finansowania inwestycji – w tym jako zaliczka. Ponieważ projekty finansowane środkami z perspektywy 2021-2027 dopiero startują, to można zakładać, że są to właśnie głównie zaliczki, a zatem dane te wskazują na rozpoczęcie istotnych projektów. Wysoka liczba wniosków o dofinansowanie oraz rosnąca liczba umów sugerują nasilenie tego procesu w najbliższych kwartałach – tłumaczą w swoim raporcie z prognozami na 2025 r. ekonomiści z Santander Bank Polska.

Drugim źródłem ożywienia w inwestycjach będzie Krajowy Plan Odbudowy (KPO). Dotychczas Polska wykorzystała zaledwie 12,9 mld zł z unijnego Funduszu Odbudowy, który finansuje KPO. To zaledwie 5 proc. przysługujących Polsce środków. Jednocześnie spośród 57 inwestycji uwzględnionych w KPO ruszyło już 47. Można więc oczekiwać, że ich finansowanie i realizacja przyspieszą w kolejnych kwartałach. Potwierdza to niedawna wypowiedź minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zapowiadała niedawno, że w 2025 r. całkowite wydatki inwestycyjne z KPO mogą wynieść od 80 do 100 mld zł.

Unijne fundusze rozruszają nie tylko inwestycje publiczne, ale też prywatne. Tyle że w znacznie mniejszym stopniu. Skłonność prywatnych przedsiębiorstw do inwestowania zależy przede wszystkim od bieżących wyników i perspektyw rozwoju. 2024 r. mocno ograniczył rentowność firm, co jeszcze przez jakiś czas może ograniczać ich zainteresowanie wydatkami inwestycyjnymi. W ocenie ekonomistów z Santander BP, nakłady brutto na środki trwałe przedsiębiorstw niefinansowych zwiększą się o około 5 proc.

Popyt na pracowników wzrośnie, zatrudnienie ani drgnie

Ożywienie inwestycji publicznych będzie skutkowało poprawą koniunktury w sektorze budowlanym, który jest pracochłonny. – Z naszych wyliczeń wynika, że w samej branży budowlanej odbicie inwestycji zwiększy zatrudnienie o 54 tys. osób do końca 2026 r. To jest wzrost o około 7 proc. A przecież wiemy, że ożywienie w inwestycjach będzie miało szerszy zakres. Napięcia na rynku pracy będą się utrzymywały – mówił w niedawnej debacie money.pl Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.

Ekonomiści są w zasadzie zgodni, że 2025 r. przyniesie odbicie zapotrzebowania na pracowników. Z powodów demograficznych nie poskutkuje to wprawdzie silnym wzrostem zatrudnienia, ale będzie miało – z perspektywy pracowników – inne korzystne następstwa. Zwiększy ich poczucie pewności zatrudnienia, pozytywnie wpływając na nastroje. Podtrzyma też dynamikę wynagrodzeń na wysokim na tle historycznym poziomie.

W pierwszych trzech kwartałach 2024 r. przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększyło się o 14,2 proc. rok do roku, a w całym roku – jak szacują dziś ekonomiści – o 13,6 proc. To najlepszy wynik od co najmniej 2000 r., który w 2025 r. niemal na pewno się nie powtórzy. Znacznie mniejsze będą bowiem podwyżki płacy minimalnej (o około 10 proc. zamiast o ponad 20 proc.) i wynagrodzeń w sektorze publicznym (o 5 proc. zamiast o 20-30 proc.). Ekonomiści ankietowani przez money.pl średnio przewidują, że w najbliższym roku przeciętne wynagrodzenie zwiększy się o 8 proc. Mało? W ciągu dwóch dekad przed pandemią COVID-19 płace rosły średnio w tempie 5,5 proc. rocznie.

Inflacja wciąż podwyższona, ale coraz bliższa opanowania

Dla konsumentów nominalne tempo wzrostu płac ma wprawdzie znaczenie psychologiczne, ale kluczowe jest to, jak zmieniają się realne płace, czyli ich siła nabywcza. To z kolei zależy od inflacji. Ekonomiści sądzą, że średnio rzecz biorąc, będzie ona wyższa niż w 2024 r., ale niższa niż obecnie. Nie powinna być również tak chwiejna. Przeciętne prognozy sugerują, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) zwiększy się w 2025 r. o 4,5 proc. po zwyżce o około 3,7 proc. w 2024 r. Najwyższa będzie w I kwartale, prawdopodobnie w marcu, a najniższa od lipca. Istnieje ryzyko, że pod koniec 2025 r. wzrost cen ponownie nieco przyspieszy, jeśli rząd całkowicie odmrozi ceny energii elektrycznej. Ale wielu ekonomistów uważa, że sytuacja na rynku energii sprawi, że to ryzyko się nie zmaterializuje.

Jeśli przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększy się o 8 proc., a inflacja wyniesie 4,5 proc., to realnie przeciętna płaca wzrośnie o zaledwie 3,3 proc., po skoku o ponad 9 proc. w 2024 r. – największym we współczesnej historii. To oznaczałoby ostre wyhamowanie poprawy sytuacji dochodowej gospodarstw domowych. Tym bardziej że nie będzie też waloryzacji świadczenia wychowawczego. Z drugiej strony, w minionym roku płace wciąż odzyskiwały siłę nabywczą, którą podkopała wysoka inflacja z lat 2022-2023. Teraz punkt startowy jest lepszy, a wzrost realnego wynagrodzenia o ponad 3 proc. byłby przyzwoity na tle historycznym. W latach 2007-2023 realne płace w Polsce rosły średnio w tempie 2,9 proc.

Konsumenci będą mieli co wydawać

Z tego powodu ekonomiści w większości zakładają, że pod względem popytu konsumpcyjnego 2025 r. nie będzie słabszy od minionego. Wydatki gospodarstw domowych zwiększyć mają się realnie o 3,2 proc., po zwyżce o szacunkowe 3 proc. w 2024 r. To, czy ten scenariusz się zrealizuje, będzie zależało w pewnym stopniu od polityki pieniężnej.

Jak zauważają w dorocznym raporcie ekonomiści z Banku Millennium, obecnie gospodarstwa domowe wykazują podwyższoną skłonność do oszczędzania, co wynika częściowo z wysokiego poziomu stóp procentowych. Sprzyja on przede wszystkim popytowi na obligacje skarbowe. – Spodziewane przez nas cięcia stóp procentowych powinny obniżyć skłonność do oszczędzania. Jednocześnie utrzymujące się niskie bezrobocie powinno wesprzeć nastroje konsumentów – wskazują.

Ale ścieżka stóp procentowych pozostaje niepewna – zgodnie z intencjami prezesa NBP Adama Glapińskiego, który na przestrzeni 2024 r. kilka razy zmienił zdanie na temat tego, kiedy możliwe będzie ponowne rozluźnienie polityki pieniężnej. Tylko dwóch spośród 27 uczestników ankiety prognostycznej money.pl spodziewa się, że stopa referencyjna NBP pozostanie na obecnym poziomie (5,75 proc.) do końca 2025 r., jak Glapiński sugerował ostatnio. Aż 11 oczekuje obniżki tej stopy do 5 proc. Skrajny scenariusz to jej redukcja do 4 proc.

Największe zagrożenia czają się za granicą

Od kształtu polityki pieniężnej, a także od wydarzeń globalnych, zależały będą notowania złotego. Odsuwające się w czasie obniżki stóp procentowych oddziaływałyby w kierunku umocnienia polskiej waluty. Skoro jednak większość ekonomistów oczekuje, że stopy będą na przestrzeni 2025 r. obniżane, większość liczy się też raczej z niewielką deprecjacją niż aprecjacją złotego. Średnio w najbliższych 12 miesiącach euro ma kosztować, jak przeciętnie prognozują uczestnicy naszej ankiety, 4,32 zł w porównaniu do niespełna 4,31 zł w 2024 r. Na koniec roku wynosić ma zaś 4,31 zł, w porównaniu do 4,27 zł w chwili publikacji tego artykułu.

Brak dalszej aprecjacji złotego, silnej na przełomie 2023 i 2024 r., to jedno ze źródeł oczekiwanej poprawy dynamiki eksportu. Ważniejsze jednak będzie prognozowane ożywienie w strefie euro, nawet jeśli będzie niemrawe. Ankietowani przez money.pl ekonomiści przeciętnie prognozują, że polski eksport towarów i usług zwiększy się w 2025 r. realnie (w cenach stałych) o 3,7 proc. po zwyżce o zaledwie 1,5 proc. w 2024 r. (ten ostatni wynik oznaczałby poprawę wyników handlu zagranicznego już w minionym kwartale; w poprzednich trzech polski eksport zmalał bowiem o 1 proc.

Mimo to, to właśnie sytuacja za granicą uchodzi za największe zagrożenie dla scenariusza ożywienia w polskiej gospodarce. – Głównym czynnikiem ryzyka dla koniunktury w Polsce jest w naszej ocenie otoczenie zewnętrzne, w szczególności wzrost gospodarek Niemiec i Francji w warunkach niestabilnej sytuacji politycznej, wpływ polityki handlowej nowej administracji USA na globalną koniunkturę, a także niepewne otoczenie geopolityczne – napisali w swoim raporcie z prognozami na 2025 r. ekonomiści z Banku Millennium.

Pocieszenia szukać można w szacunkach analityków z Credit Agricole, z których wynika, że istotne podwyższenie przez Donalda Trumpa ceł na import towarów z Europy nie byłoby dla polskiej gospodarki bardzo dotkliwe. – Spadek popytu USA na europejskie towary o 10 proc. zmniejszyłby produkcję w polskim przetwórstwie o zaledwie 0,08 proc. To z kolei odjęłoby od wzrostu PKB 0,04 pkt proc.

Na koniec dodajmy jeszcze, że w ocenie ekonomistów ożywienie w polskiej gospodarce będzie miało przełożenie na koniunkturę na rynku finansowym. Uczestnicy naszej sondy zakładają, że 2025 r. WIG20 zakończy na poziomie 2400 pkt, o około 9 proc. wyżej niż wynosi obecnie. Choć ekonomiści co do zasady nie zajmują się prognozowaniem trendów na warszawskiej giełdzie, które zresztą często bardziej zależą od sytuacji na globalnych rynkach niż od kondycji polskiej gospodarki, wzrost cen akcji na GPW w 2025 r. byłby uzasadniony w świetle prognoz makroekonomicznych.

Otóż 2024 r. był dla firm trudny ze względu na to, że spadek inflacji obniżył dynamikę ich nominalnych przychodów, ale szybki wzrost płac podtrzymał dynamikę kosztów. To przełożyło się negatywnie na rentowność – i na notowania akcji. Pod tym względem 2025 r. powinien być dla przedsiębiorstw bardziej łaskawy.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *