Kamień milowy KPO dotyczący pełnego oskładkowania umów śmieciowych nie będzie realizowany – dowiedział się money.pl. Rząd nastawia się teraz na niełatwe negocjacje z Brukselą. Trudno nawet przewidzieć, czy to rozwiązanie wejdzie w okrojonej formie. Nie wiadomo też, czy nie poniesiemy finansowych konsekwencji.
Szefowa KE Ursula von der Leyen i premier Donald Tusk (GETTY, Klaudia Radecka, NurPhoto)
Maciej Berek, minister w Kancelarii Premiera i szef Stałego Komitetu Rady Ministrów potwierdza, że rząd nie chce zrealizować zadania, który wpisał do KPO gabinet Mateusza Morawieckiego.
– W wymiarze zaprojektowanym przez poprzedników w KPO ten kamień nie będzie realizowany. Nie będziemy wprowadzać prostego oskładkowania wszystkich umów cywilnych, w tym umów o dzieło. Decyzja już zapadła. Takie rozwiązanie obciążyłoby pracodawców i wykonawców kwotą około 5-7 mld zł – mówi money.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Nowa Škoda Kodiaq PHEV na trasie do Wisły
Jak wskazuje, umowy o dzieło są w niektórych grupach zawodowych podstawową formą zatrudnienia – dotyczy to np. środowisk twórczych i artystycznych. – Umowa o dzieło w polskich warunkach prawnych czasami może stanowić substytut zatrudnienia, ale w znacznej mierze dotyczy osób, które nie chcą być zatrudnione na umowie o pracę. Są też sytuacje, gdy jest całkowicie uzasadniona, np. gdy artysta ma wykonać pomnik czy popiersie, on nie będzie chciał etatu. Próba zrównywania tu umowy o dzieło z umową o pracę także w zakresie obciążeń składkami na ubezpieczenia emerytalne i rentowe jest błędna – przekonuje minister Berek.
Odkładana reforma
Do pełnego oskładkowania umów zleceń i o dzieło w ramach tzw. kamieni milowych KPO zobowiązał się – jak wspomnieliśmy – rząd Mateusza Morawieckiego. Plan był taki, by „wszystkie cywilnoprawne umowy o pracę podlegały składkom na ubezpieczenie społeczne z wyjątkiem umów zlecenia zawartych z uczniami szkół średnich oraz studentami w wieku do 26 lat”.
Rząd Donalda Tuska zakładał początkowo, że w przypadku umów zleceń zniesiona zostanie zasada, która pozwala na ich nieoskładkowanie, jeśli zleceniobiorca w innym miejscu odprowadza składki od co najmniej minimalnego wynagrodzenia.
Bardziej skomplikowana była sprawa umów o dzieło, a konkretnie to, jaki okres powinno objąć oskładkowanie. Dlatego minister pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jest zwolenniczką oskładkowania przynajmniej tych umów o dzieło, które są jedynym źródłem dochodu. W jej resorcie pojawiły się także pomysły, by płacić tylko obowiązkowe składki (emerytalne, rentowe i wypadkowe), a chorobową jedynie dodatkowo.
Ustawa dotycząca tego rozwiązania miała być uchwalona do marca 2023 roku, ale ani poprzedni rządzący, ani obecni się do tego nie kwapią. Obecny rząd wpierw zaczął odwlekać temat w czasie. Twierdził, że ozusowanie umów wejdzie w życie nie wcześniej niż w 2026 roku. Teraz mamy decyzję, że reforma – przynajmniej w takiej wersji, w jakiej została zapisana w kamieniu milowym KPO – nie będzie realizowana.
Czyli takiej realizacji kamienia nie będzie, a jakaś będzie? – pytamy Macieja Berka.
Będzie prowadzony dialog z Komisją Europejską, który będzie na pewno trudnym dialogiem, czy istnieje możliwość przeskalowania tego w taki sposób, żeby to zachowało jakąś swoją racjonalność – zapowiada minister.
Rozmowy z Brukselą będą trudne. Jakie opcje ma Polska?
Zapytaliśmy Brukselę, co stanie się, jeśli kamień nie zostanie wdrożony i czy może nastąpić jego korekta. W oficjalnej odpowiedzi Komisja Europejska tłumaczy, że rewizje istniejących planów są możliwe tylko w czterech przypadkach: dla państw, które jeszcze nie włączyły rozdziału REPowerEU do swoich planów i dla takich, które chcą przekazać część z funduszy spójności na REPowerEU.
Wreszcie dwa pozostałe przypadki to ogólne wskazanie, że państwa mogą wnioskować o zmianę swoich planów, jeśli jest to uzasadnione obiektywnymi okolicznościami lub jeśli chcą przeznaczyć do 6 proc. środków na cele STEP, czyli strategiczne cele technologiczne (cyfryzację, rozwój bezemisyjnych źródeł energii czy energooszczędnych technologii, biotechnologię czy technologię kwantową).
Teoretycznie Polska mogłaby zatem skorzystać z ostatniego punktu i wskazać obiektywne trudności, które uniemożliwiają realizację tego zadania. W takim przypadku można złożyć wniosek o płatność i jednocześnie renegocjować kamienie milowe. Tę ścieżkę przetarły już inne kraje, a w szczególności Włochy. Tyle że KE może zapytać, co to za trudności, które pojawiły się teraz, a nie były wskazane np. w maju, gdy Polska negocjowała z Brukselą rewizję KPO.
Jak słyszymy ze strony Komisji, nieoficjalnie istnieje także procedura płatności częściowej, ale nawet wtedy kamień milowy przechodzi do następnej płatności i musi być zrealizowany. Bo w przeciwnym razie kraj traci określoną część alokacji. Czyli na końcu rządowi grozi utrata części funduszy, jeśli Bruksela nie zgodzi się na korektę kamienia. Jak duża może być strata? W skrajnym przypadku mogłoby to być nawet kilkaset milionów euro, choć nasz rozmówca z rządu uważa, że nawet jeśli do potrącenia dojdzie, nie będą to znaczące sumy.
Kamień milowy dotyczący ozusowania umów zleceń znajduje się w czwartym wniosku o płatność, który razem z piątym ma być złożony do końca tego roku, a opiewa na 14 mld zł. Na razie jednak stan jego realizacji wynosi zaledwie 9 proc. i jak słyszymy, nie ma pewności, że rząd wyrobi się do końca tego roku.
Jeśli chodzi o skalę problemu, to w przypadku umowy o dzieło mowa jest o około 350 tys. osób, ale jednocześnie dla większości z nich to nie jest jedyne źródło dochodu. Jak mówił niedawno w wywiadzie dla money.pl wiceminister rodziny pracy i polityki społecznej Sebastian Gajewski, z dostępnych resortowi danych wynika, że jedynie dla półtora tysiąca osób rocznie umowa o dzieło jest jedynym źródłem dochodu.
Pomysły likwidacji zbiegów w umowach zlecenie i ozusowania umów zleceń dzielą przedsiębiorców. Część z nich, jak Federacja Przedsiębiorców Polskich, popiera je jako metodę wyrównania konkurencji na rynku pracy. Choć uważa, że taki krok powinien zostać wykonany z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby dać szanse na przygotowanie do niego firmom i ZUS. Z kolei te branże, gdzie są one powszechne, jak np. gastronomia, są przeciwne temu ruchowi i obawiają się wzrostu kosztów pracy.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl.