To, że program „Czyste powietrze” powinien wrócić jak najszybciej, jest oczywiste. To, czy powinno być w nim finansowanie biomasy, w tym kotłów na pellet, wzbudza moje poważne wątpliwości – pisze w opinii dla money.pl klimatolog prof. Bogdan H. Chojnicki.
Prof. Bogdan Chojnicki, Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu (Adobe Stock, East News, Piotr Molecki, AlexGo)
Wyobraźmy sobie taką sytuację w grudniowy wieczór. Siadamy z herbatą, w tle gra przyjemna muzyka. Bierzemy do ręki książkę, czytamy. Odczuwamy przyjemność, dowiadujemy się nowych faktów, przeżywamy niesamowitą historię bohaterów. Wciągamy się, czytamy od deski do deski. Kończymy lekturę. Wstajemy i… wrzucamy książki do pieca.
Nikt tak nie robi, prawda? To niedorzeczne, żal nam papieru, pieniędzy i historii, które ulatują z dymem. Gdy jednak dowiedziałem się o tym, że w Polsce pierwszym wyborem źródła ciepła jest piec na pellet, takie skojarzenie nasunęło mi się natychmiast. W zawieszonym ostatnio programie „Czyste powietrze” to właśnie tego rodzaju kotły znalazły się w większości wniosków składanych przez Polaków.
To, że program powinien wrócić jak najszybciej, jest oczywiste. To, czy powinno być w nim finansowanie biomasy, wzbudza moje poważne wątpliwości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Jego markę znała cała Polska. Zbankrutował "do zera". Teraz wraca. Wojciech Morawski w Biznes Klasie
Prosty rachunek klimatyczny
Bo ta „biomasa” to zwyczajnie drzewa: ścinki z tartaków, gałęzie z lasów, a niekiedy i całe drzewa, które nie trafiły do przetworzenia. Zamiast zadbać o ich odpowiednie wartościowe wykorzystanie, decydujemy o ich zmieleniu i przerobieniu na pellet, bez żadnych kroków pośrednich. A przecież, zanim drewno spalimy, można zrobić z niego np. płytę do zestawu meblowego lub papier. Kilkakrotnie na jednym drzewie skorzysta przemysł, obywatele, no i budżet państwa dzięki podatkowi VAT.
Rachunek gospodarczy wspiera rachunek klimatyczny. Węgiel jest mozolnie gromadzony przez drzewa. Latami wraca potem z powrotem do atmosfery dzięki naturalnym cyklom. Przy spalaniu blaknie cała idea traktowania lasów jako narzędzia spowalniającego zmianę klimatu.
Dwutlenek węgla, który miałby szansę pozostać w produktach drzewnych na dłuższy czas, wraca w ciągu roku, dwóch po pozyskaniu drewna z lasu. Wydłużanie czasu przechowywania dwutlenku węgla w produktach drzewnych ma sens mimo tego, że pełni rolę pomocniczą. Głównym sposobem zatrzymania zmian klimatu jest powstrzymanie spalania paliw kopalnych na wielką skalę.
Skąd w pellecie zanieczyszczenia
„Biomasa to ekologiczne, niskoemisyjne paliwo, prosty sposób na smog”: to słyszymy od producentów kotłów. Tyle teoria i marketing. Jak jest w praktyce? Na pewno spalanie biomasy emituje mniej niż węgiel. Ale czy tyle, byśmy byli zadowoleni? Nie do końca.
Spójrzmy na przykłady ze świata. Wielka Brytania, która pożegnała ostatnio ostatnią elektrownię węglową i wspierała inwestycje w biomasę, wciąż walczy ze smogiem.
Według statystyk rządowych domowe spalanie drewna – zarówno w zamkniętych piecach, jak i otwartych kominkach – było odpowiedzialne za 38 proc. cząstek zanieczyszczeń o wielkości poniżej 2,5 mikrona, czyli słynnego „smogowego” PM2,5.
Słyszeliśmy też o przypadkach znajdowania cząsteczek plastiku w pellecie dostarczanym do domów. Zanotowano je na Śląsku i Małopolsce. Bez odpowiedniej kontroli jakości nie możemy mówić z czystym – nomen omen – sumieniem o „ekologicznym” paliwie.
Skąd w biomasie zanieczyszczenia? Pewnie niektórzy z państwa pamiętają zjawisko „całkowitego spalania” z lekcji fizyki. Do całkowitego spalania węgla potrzeba bardzo wysokiej temperatury, którą niełatwo osiągnąć w piecach. Dodatkowo każde rozpalanie w piecu czy kominku to czas, w którym palenisko dochodzi do odpowiedniej temperatury spalania. Wtedy z komina emitujemy dym widoczny gołym okiem. Tak więc gdy już wymienimy np. piec węglowy na biomasowy, nasz dom wciąż będzie dodawał swoje trzy grosze do lokalnego smogu. Nawet rozgrzany piec wyrzuca z siebie szkodliwe cząsteczki.
Trudno dziwić się Polakom
Żeby było jasne: trudno zarzucać obywatelom, że decydują się na zakup pieca na pellet, gdy państwo pozwala na dotowanie biomasy, a producenci przygotowują atrakcyjne oferty wsparte kampaniami reklamowymi. Każdy może podjąć taką niekoniecznie najlepszą decyzję.
Pozostaje jeszcze kryterium ceny. Przecież pellet jest stosunkowo tani – słyszymy. Wystarczy sięgnąć jednak po kalkulator przygotowany przez Porozumienie Branżowe na Rzecz Efektywności Energetycznej, by przeczytać, że palenie biomasy jest o 20 proc. droższe niż użytkowanie np. pompy ciepła, o nieekologicznym gazie nie wspominając (jest 40 proc. droższy). Dlatego też inwestując w kocioł, nie możemy być pewni, że rachunki będą najniższe.
Dlaczego piszę o tym teraz? Rządowy program „Czyste Powietrze” został wstrzymany i jest w „remoncie”, jak mówią jego szefowie. To idealny czas na przegląd tego, na co budżetowe – czyli nasze – pieniądze są wydawane.
Przecież umówiliśmy się na Polskę bez smogu, z niskimi kosztami ogrzewania domów, a napędzamy smogową pułapkę i ryzykujemy wysokimi cenami opału.
Kocioł na 15-20 lat
Kontynuujemy transformację energetyczną w kierunku czystych źródeł. Warto tu dodać, że osoba instalująca nowe źródło ciepła w domu czy firmie robi to, biorąc pod uwagę 15, 20-letnią perspektywę czasową. Innymi słowy, każdy, kto decyduje się na nowe urządzenie, będzie chciał utrzymać energetyczny status quo przez następne kilkanaście lat.
Smog zostanie co prawda zredukowany, ale nie zniknie, ponieważ właściciele kotłów na biomasę nie będą zainteresowani kolejnymi inwestycjami – aż do czasu zużycia się nowo zainstalowanego sprzętu. W ten sposób dochodzenie do neutralności klimatycznej będzie w naturalny sposób opóźnione. Dbamy o środowisko, czego dowodem są chociażby inicjatywy na rzecz ochrony lasów o szerokim poparciu społecznym. Chrońmy je nie tylko na papierze.
Pożegnajmy piece na biomasę i zainwestujmy w prawdziwie czyste źródła ogrzewania, ale przede wszystkim w działania służące redukcji ilości ciepła potrzebnego w naszych domach i biurach. Dzięki temu przerwa w programie zostanie wykorzystana do lepszego uformowania nowego rządowego programu. To zatrzymanie programu „Czyste powietrze” na pewno jest odczytywane jako problem. Jednak warto tutaj pamiętać, że problemy stwarzają możliwości i każdy kryzys może nam pomóc poprawić już funkcjonujące rozwiązania.
To naprawdę proste: przeczytajmy książkę i zwyczajnie odłóżmy na półkę, a ciepło w naszym domu niech pochodzi z innych nieemisyjnych źródeł.
Dr hab. Bogdan H. Chojnicki, klimatolog, prof. Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu