Rosną szanse, że renta wdowia w nowym kształcie wejdzie w życie, tyle że w okrojonej formule i na raty – wynika z ustaleń money.pl. Wydatki na ten cel i tak idą jednak w miliardy złotych. I właśnie w sprawie kosztów pojawiają się tarcia wewnątrz rządu i koalicji.
Renta wdowia w koalicyjnej wirówce. Co się stanie z obietnicą Lewicy? (Licencjodawca, Piotr Molecki)
Pomysł renty wdowiej zawarty jest co prawda w obywatelskim projekcie ustawy, złożonej już w Sejmie, niemniej jest kojarzony w dużej mierze z Lewicą, która wypłaty tych świadczeń zawarła w swoim programie wyborczym.
Sam projekt zakłada dwa warianty renty wdowiej. Pierwszy mówi o tym, że osobie uprawnionej przysługuje renta rodzinna po zmarłym małżonku powiększona o 50 proc. przysługującej jej emerytury, emerytury rolniczej, emerytury wojskowej, emerytury policyjnej, świadczenia przedemerytalnego, nauczycielskiego świadczenia kompensacyjnego, renty z tytułu niezdolności do pracy, wojskowej renty inwalidzkiej albo policyjnej renty inwalidzkiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: "Polacy kupują auta premium na potęgę" tego nie ma w żadnym kraju w Europie – Kamil Makula
Drugi wariant zakłada natomiast, że osobie uprawnionej wypłaca się przysługującą jej emeryturę, emeryturę rolniczą, emeryturę wojskową, emeryturę policyjną, świadczenie przedemerytalne, nauczycielskie świadczenie kompensacyjne, rentę z tytułu niezdolności do pracy, wojskową rentę inwalidzką albo policyjną rentę inwalidzką, powiększoną o 50 proc. renty rodzinnej po zmarłym małżonku.
Innymi słowy: można będzie albo zachować całe swoje świadczenie i dostać połowę świadczenia zmarłego małżonka, albo zachować pół swojego świadczenia i całe świadczenie zmarłego małżonka.
Drugie czytanie jeszcze w tym miesiącu
Lewica forsuje teraz przyspieszenie tempa prac nad projektem w parlamencie. – Jesteśmy dogadani z marszałkiem Hołownią, że drugie czytanie renty wdowiej odbędzie się na lipcowym posiedzeniu Sejmu – mówi money.pl osoba z otoczenia minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.
Ważny polityk Lewicy dodaje, że rozmowy trwają i dotyczą trzech zagadnień związanych z rentą wdowią. Po pierwsze, chodzi o maksymalną wysokość świadczenia. Z naszych informacji wynika, że minister Dziemianowicz-Bąk chce, by było to do trzykrotności średniej emerytury, czyli obecnie około 10 tys. zł.
Po drugie, chodzi o tempo dochodzenia do odpowiedniego procenta, o który świadczenie miałoby być powiększone – raczej nie ma szans, by z miejsca było to 50 proc., prędzej będzie wariant stopniowego osiągania tego pułapu. Wreszcie po trzecie kwestią do dyskusji jest moment wejścia renty wdowiej w życie. Tu Lewica komunikuje, że powinno się to stać od Nowego Roku.
Podstawowa bariera
Największą przeszkodą są pieniądze. Pod koniec czerwca informowaliśmy, że Stały Komitet Rady Ministrów przygotował pozytywną rekomendację dla rządu w sprawie projektu ustawy. Problem w tym, że pozytywnej opinii rządu wciąż nie ma, a to dlatego, że mnożą się wątpliwości, zwłaszcza co do prognozowanych kosztów. Z tego względu największym hamulcowym ma być minister finansów.
Nasz rozmówca z Kancelarii Premiera przyznaje, że Ministerstwo Finansów ma tu poważne wątpliwości, które wynikają właśnie z kosztów tego rozwiązania, dlatego dyskusja dotyczy m.in. limitu na świadczenie. – Minister pracy zaproponowała, żeby to były trzy przeciętne emerytury, ale w grze pojawił się też postulat, żeby to były dwie minimalne pensje. Jakimś rozwiązaniem może też być, żeby to były dwie przeciętne emerytury – słyszymy.
Zdaniem naszego rozmówcy z KPRM kierunkowo jest zgoda co do renty wdowiej. – Jej celem jest zapobieżenie spadkowi poziomu życia wdowy lub wdowca po śmierci współmałżonka i zapewnienie mu pieniędzy na zapłatę rachunków. Dyskutowane są koszty, więc choć stanowisko w tej sprawie zostało przyjęte przez komitet stały Rady Ministrów, to rozmowy przed rządem jeszcze trwają – tłumaczy.
Bo dla resortu finansów barierą są cały czas pieniądze. – Czy dwie, czy trzy emerytury to nie jest duża różnica, bo koszty budżetowe są duże i nie do udźwignięcia. To od 32 do 38 mld zł – wskazuje nasz rozmówca związany z MF. Tak duże koszty to blisko 1 proc. PKB, co w sytuacji finansów publicznych, których deficyt oscyluje w okolicach 5 proc. PKB, i realiach procedury nadmiernego deficytu może się okazać nie do udźwignięcia.
Trudna układanka budżetowa
Tym bardziej że MF zaczyna w tej chwili układać budżet na przyszły rok. – Jeśli chodzi o zdrowie, potrzeba będzie dołożyć około 20 mld zł, oprócz wpływów ze składki do NFZ. I to, o ile nie wejdą w życie jakieś rozwiązania dotyczące składki zdrowotnej, bo to dodatkowo obniży dochody – opisuje nam sytuację rozmówca z rządowych kręgów.
Do tego mają dojść wyższe wydatki na obronę plus koszty realizacji kolejnych wyborczych pomysłów, właśnie takich, jak obniżka składki zdrowotnej dla firm czy renta wdowia. – Pewnie projekt Lewicy wejdzie w życie, ale w okrojonej formule, bo obecnie nas nie stać na takie rzeczy – mówi nam polityk KO.
Sytuację komplikuje kontekst polityczny. Wybory do europarlamentu zastopowały dyskusje nad realizacją części pomysłów, a w piątek projekt Lewicy w sprawie dekryminalizacji aborcji nie zdobył większości w Sejmie. Z różnych stron rządzącej większości rośnie presja na realizację wyborczych zobowiązań.
Z Lewicy słychać głosy o większej asertywności wobec koalicjantów, choć nie za cenę rozpadu koalicji. Z drugiej strony można usłyszeć od KO pytania dotyczące tego, czemu ma dawać zielone światło na realizację kosztownych pomysłów Lewicy, skoro nie jest w stanie przeforsować własnego pomysłu kwoty wolnej, który ma czekać na koniec kadencji.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl