Coraz częściej pojawiają się pytania o skalę cyfrowego wpływu państwa – zwłaszcza w odniesieniu do aplikacji mObywatel. Czy rzeczywiście ingeruje ona w życie osobiste obywateli, czy też po prostu działa w ramach parametrów ustalonych przez użytkownika i system operacyjny? Rzeczywistość jest mniej alarmująca, niż sugerują nagłówki. Ministerstwo Cyfryzacji wydało szczegółowe oświadczenie w tej sprawie.
/ Dawid Szafraniak / INTERIA.PL
mObywatel ugruntował swoją pozycję jako fundamentalny element polskiego ekosystemu cyfrowego. Ministerstwo Cyfryzacji wydało komunikat wyjaśniający zasady dostępu do urządzenia i przechowywanych na nim danych. Ministerstwo, kierowane przez Krzysztofa Gawkowskiego, jasno stwierdza, że odpowiada na pytanie: „ Czy mObywatel szpieguje obywateli? ”.
mObywatel – aplikacja, która widzi więcej – ale tylko jeśli na to pozwolisz
Udzielenie zgody na dostęp do kamery, lokalizacji lub mikrofonu to jeden z najczęstszych momentów budzących obawy użytkowników. Nie jest to zaskakujące, ponieważ takie uprawnienia często wiążą się z całkowitą kontrolą nad urządzeniem . Jednak, jak podkreśla Ministerstwo Cyfryzacji we wtorkowym oświadczeniu, nie każda aplikacja żądająca dostępu do kamery „ma na celu naruszenie naszej prywatności”, a śledzenie lokalizacji nie służy ciągłemu monitorowaniu, lecz raczej ułatwianiu wykonywania konkretnych zadań. W przypadku mObywatela obejmuje to możliwość skanowania kodów QR w celu uwierzytelnienia lub określania lokalizacji na mapie w systemie umawiania wizyt w ZUS .
Funkcjonalność tych mechanizmów jest transparentna. Użytkownik inicjuje aktywację, a system operacyjny gwarantuje, że odbywa się to zgodnie z ustalonymi wytycznymi . Zarówno Android, jak i iOS oferują funkcje umożliwiające precyzyjne zarządzanie zgodami – od jednorazowych uprawnień, przez dostęp „ tylko podczas korzystania z aplikacji”, po stałe autoryzacje, które można w dowolnym momencie odwołać. Zielona kropka na pasku stanu nie jest przypadkowa; jasno wskazuje, że kamera lub mikrofon są aktualnie używane. W tym kontekście to nie aplikacja „widzi więcej”, ale użytkownik zyskuje rzeczywistą kontrolę nad tym, do czego aplikacja ma dostęp .
Reklama
Kontrola, certyfikacja, konsekwencje
Ministerstwo Cyfryzacji podkreśla również kluczowy aspekt z punktu widzenia bezpieczeństwa : certyfikację aplikacji. Każda aplikacja, która próbuje niewłaściwie manipulować uprawnieniami, nie otrzyma zgody na korzystanie z niej w oficjalnych sklepach z aplikacjami. „Aplikacja, która zarządza uprawnieniami w sposób nieuregulowany – co oznacza, że uzyskuje dostęp do danych bez zgody użytkownika, ukrywa cele przetwarzania danych lub omija zabezpieczenia systemu – nie uzyskałaby certyfikatu w oficjalnych sklepach Google Play i App Store ” – stwierdza ministerstwo w komunikacie prasowym. Zarówno Apple, jak i Google stosują własne, surowe zasady prywatności, a w przypadku wykrycia nadużyć aplikacje mogą zostać zablokowane, usunięte, a ich twórcy pociągnięci do odpowiedzialności.
To kluczowa informacja dotycząca aplikacji mObywatel , która – jako aplikacja rządowa – podlega dodatkowym mechanizmom kontroli . Mimo że działa ona na urządzeniu użytkownika, nie posiada technicznych możliwości „przejęcia” funkcji telefonu poza warunkami wyraźnie określonymi przez system operacyjny i za zgodą użytkownika. Samo żądanie dostępu do określonych funkcji urządzenia przez aplikację nie oznacza, że korzysta ona z nich w sposób ciągły lub bez nadzoru.
Zwiększać
MC zachęca mObywatela
Zamiast promować atmosferę podejrzliwości wobec technologii, korzystniejsze jest budowanie świadomości. Jak stwierdza Ministerstwo Cyfryzacji, „ dostęp do kamery lub lokalizacji nie jest równoznaczny z inwigilacją . Aplikacje wymagają tych uprawnień, aby spełniać swoje funkcje – ale nie mogą z nich korzystać bez wiedzy i zgody użytkownika”. W praktyce oznacza to, że to użytkownik decyduje, które funkcje aplikacja może aktywować i w jakim zakresie. Podstawowym wymogiem pozostaje jednak rozsądne korzystanie z telefonu — instalowanie aplikacji wyłącznie z oficjalnych źródeł , regularne sprawdzanie ustawień prywatności i ograniczanie dostępu tam, gdzie nie jest on niezbędny.
Przejrzystość cyfrowa nie polega dziś na braku funkcji, lecz na tym, że ich użycie jest jasno określone i możliwe do odmowy. A mObywatel – wbrew pozorom – nie przekształca smartfona w narzędzie kontroli. Służy raczej jako rozszerzenie cyfrowych usług państwa , które – zgodnie z przepisami – działają tylko wtedy, gdy użytkownik tego rzeczywiście chce.
Agata Jaroszewska
Odtwarzacz wideo wymaga obsługi JavaScript. INTERIA.PL